czwartek, 21 marca 2013

KOLACJA BEZ ŚWIEC


Lolek uwielbia czary z mleka.
Nabiał, znaczy się, by żarł cały boży dzień.
Jogurty, kefiry, serki.
Mleczko. Mniam, mlask, mniam.
Nie wolno mu.
Bo kazeina.

Lolek kocha pszenne bułeczki.
Pachnące.
Miękkie.
Małe ząbki wbijają się w miąższ,
błękitne oczęta mrużą się same z rozkoszy.
Nie wolno mu.
Bo gluten.

Biszkopty.
Za biszkopty Lolek dałby się pokroić.
Nie wolno mu.
Bo cukier.

Błękitne oczy śledzą mnie cały dzień.
Małe ząbki szczerzą się wściekle, gdy otwieram lodówkę.
Tłuste paluszki bębnią niecierpliwie po blacie kuchennym.
Bo może serek.
A może choć trochę kefiru.
Że już o bułce nie wspomnę.

Muszę jeść.
Bo jestem diabetykiem.
Bo muszę o tych samych porach.
Bo nie jem mięsa, więc muszę kefir.
Bo węglowodany są dla mnie ważne.
Bo chleb na zakwasie.

Ale te oczy.
Te paluszki.

Chcę zjeść kolację, muszę się wykazać sprytem.
Kefir w kieszeń.
Kiedy oczy chabrowe przez chwilę nie patrzą.
Pajda chleba pod pachę.
Gdy paluszki usiłują złapać drobny pyłek wirujący w powietrzu.
I hej przed siebie.
Byle szybciej.
Byle uciec.
Byle zjeść.

Dziś się udało.
Wypiłam kefir.
W trzech dużych łykach.
Zagryzłam razowcem.
W trzech sporych kęsach.
Na stojąco.
W toalecie.
Smakowało wybornie.

2 komentarze:

  1. czego się nie robi dla dzieci :) smacznego Maja! /Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki Ula :) ale wiesz, byliśmy dziś w hipermarkecie i serca nam pękały jak Lolek wyciągał ręce po chleb czy danio... i czym się skończyło? histerią oczywizda, a nam pot po plecach strumieniami...

      Usuń