sobota, 2 marca 2013

MATKA JEST TYLKO JEDNA


Na placu zabaw jest ich wiele.
Do wyboru do koloru.
Takie do siebie podobne.
Takie pełne różnic.

O Jezu!
Młoda, elegancka kobieta wytrzeszcza oczy ze zdumienia.
Krzywi się. Siedzi obok mnie na miniaturowej ławeczce.
Też jest matką. Też pilnuje dziecka.
Podążam za jej wzrokiem.
Obok inna ławka. Inna matka.
Otyła, zasapana, spocona. Z ulgą wyciąga spuchnięte nogi.
Właśnie usiadła. Masuje obolałe kostki.
Mówi do siebie.
Ło Jezusieńku, Chryste Panie, jak mnie nożyny bolom,
nie idzie wytrzymać...
Rajstopy nie pierwszej świeżości. Za to ogromna dziura na palcu
wystającym z brudnego sandała zapewne nowa.
Skwar taki, że z cycków spływa.
Elegancka ma oczy jeszcze większe.
Stuka nerwowo pomalowanymi paznokciami w brzeg ławki.
Które to jej dziecko?
Pyta i wodzi po placu przerażonym wzrokiem.
Muszę zawołać Laurę, jeszcze wszy złapie!
Rozglądam się. Widzę.
Chłopczyk. Pyzaty. Rumiany. Brudny.
Jak to dziecko.
Licho i biednie ubrany.
Jak to syn biednej matki.
Nawet nie zamierzam wołać Lolka.
Lolek nie zamierza przestać biegać za chłopczykiem.
To nie jest wina dziecka, że ma taką matkę.
Elegancka wyraźnie zaprasza do dyskusji.
Biedny maluch.
Głos pełen współczucia.
Eryczek! Eryczek! A pójdź do mamy!
Mama bułki da!
Sąsiadka z ławki obok krzyczy ochryple.
Bułki...
Elegancka powtarza z grymasem na twarzy.
Mam ochotę zapytać Elegancką czy pierwszy raz słyszy słowo bułka.
Milczę jednak. Patrzę.
Eryczek biegnie w podskokach. Za nim Lolek.
Lolek bowiem dokładnie rozumie słowo bułka.
Lolek kocha słowo bułka. Lolek za bułkę dałby się pokroić.
Zmęczona kobieta odrywa wielki kawał pieczywa i wręcza synowi.
Odrywa kolejny i wyciąga rękę w stronę czekającego w napięciu Lolka.
Na!
Mówi i uśmiecha się szeroko bezzębnymi ustami.
Moja córka nie rozumie.
Szczerzę zęby do kobiety, szczerzę do Lolka.
Weź od pani. To dla ciebie.
Dwa razy nie trzeba powtarzać.
Dwie pyzate buzie żują zapamiętale, okruchy sypią się dookoła.
Że też pani się nie boi!
Elegancka robi mi szeptem wyrzuty.
Jak pani sobie chce. Ja bym patykiem nie dotknęła.
A w ogóle jaka przyszłość czeka to dziecko?
Spisane na straty na starcie!
Takie to rodzą, rodzą i nie wiedzą kiedy skończyć!
Ja natomiast wiem kiedy skończyć. Nie chcę być już słuchaczką Eleganckiej.
Przenoszę się na ławkę obok.
Mam ochotę powiedzieć Eleganckiej na odchodne,
że wszy mam w dupie.
Brzmi to jednak cokolwiek dwuznacznie, gryzę się w język.
Lauro! Lauroooo! Wychodzimy!
Głos Eleganckiej niesie się po osiedlu.
Czteroletnia Laura spowita od stóp do głów w róż i złoto oponuje.
Mamo, jest tak fajnie! Zostańmy jeszcze chwilę!
Prawie nigdy ze mną nie wychodzisz. Ja już nie chcę z babcią!
Na twarzy podkówka, nóżka nerwowo tupie w miejscu.
Kochanie, mama ciężko pracuje, nie ma czasu.
Elegancka zniża głos, ale słychać ją doskonale.
Pani patrzy, biedne dziecko, babcię częściej widzi niż matkę, o losie jedyny.
Zmęczona załamuje ręce.

Patrzę. Widzę.Nie wiem kto biedniejszy.
Kto ma gorzej na starcie.
Komu należy współczuć.
Żyję jednak dostatecznie długo.
Niejedno widziałam. To i owo słyszałam.

Znam wykształconego i eleganckiego mężczyznę,
którego otyła, zmęczona i prosta matka jest dla niego całym światem.
O której opowiada nie inaczej niż z szacunkiem. I miłością.
Który by dla niej wszystko.
Która by dla niego wszystko.

Znam zgorzkniałą kobietę, która święta spędza samotnie.
Bo jej wykształcona, czysta i niezwykle elegancka matka nie zaprasza.
Bo twierdzi, że nie będzie jej utrzymywać. W święta. Przez trzy dni.
Bo ona dla córki nic.
Bo córka nie jest w stanie przebić muru niechęci.
Nie chce. Nie wie, że można.
Bo nie miał jej kto nauczyć.
Nie opowiada o matce ani z szacunkiem, ani z miłością.
Wcale o niej nie opowiada.
Nigdy.



1 komentarz: