wtorek, 5 marca 2013
ZA ZIELONY KAMYK KRÓLESTWO BYM ODDAŁA
Mój świat jeszcze nie kręci się wokół Lolka.
W moim świecie nie ma śladu Dużego.
Rytm dnia wyznaczają wykłady, zaliczenia, złośliwi profesorowie,
którzy nie doceniają mojego niewątpliwego geniuszu.
Współlokatorka również jest niedoceniana.
Kujemy w pocie czoła posiłkując się setną lurą.
Dumnie zwaną kawą.
Z najniższej półki.
Są chwile szczęśliwe, beztroskie, błogie.
Gdy nie kujemy.
Ona bez pamięci zakochana w koledze z roku.
Z wzajemnością.
Ja bez drugiej połowy, poszukująca wrażeń.
Wrażeń dostarczyć ma mi niespodziewany wyjazd
w odległy zakątek kraju.
Do Dużego Miasta.
Studiujemy w nie najmniejszym, ale Duże jest Większe.
Kusi przestrzenią i możliwościami.
Znajomi z Dużego kuszą imprezą, która drugi raz się nie wydarzy.
Wskakuj do pociągu, przyjeżdżaj! Chlebem i solą cię powitamy!
A potem to już tylko lepiej będzie!
Szybki przegląd kumpli. Bogatych kumpli.
Kumpli cieszących się przywilejem comiesięcznego przypływu gotówki
w postaci stypendium.
Pożyczka. Na bilet. Wystarczy. Resztą się będę martwić na miejscu.
W Dużym Mieście.
Współlokatorka zapewnia, że 2 dni beze mnie to koniec świata.
Że tęsknić okrutnie będzie.
Że serce jej pęknie.
Ale chce mojego szczęścia.
Jedź. Baw się dobrze!
Mam jej błogosławieństwo.
Współlokatorka błogosławi i pędzi do telefonu.
Wyjeżdża! Na 2 dni! O ósmej u mnie. Wino kup.
Co? To pożycz! Bez wina się nie pokazuj!
Już tęskni, kochana moja...
Pakuję się ochoczo. Mało mam do pakowania.
To tylko 2 dni. Aż 2 dni.
Impreza po świt. Bułka popita mlekiem na starówce.
Palmiarnia, kino, przestrzeń.
Kawa pod parasolem.
Bosko będzie.
Wsiąść do pociągu byle jakiego,
nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet.
Ściskając w ręku kamyk zielony
patrzeć jak wszystko zostaje w tyyyleee.....
Umilam współlokatorce czas oczekiwania na wolną chatę popisami wokalnymi.
Popisuję się bez końca. Jedną zwrotkę znam.
Piłuję do wyrzygania.
Współlokatorka znosi.
Wie, że zostanie wynagrodzona.
Ukochany wynagrodzi. A ja nie będę przeszkadzać.
Przez 2 dni.
Wszystko wzięłaś?
Pytanie kontrolne już w progu.
Ściskając w ręku kamyyyyyyyyyk...
Żegnam się z pieśnią na ustach i przesyłam całusa.
W ręku ściskam też bilet. Nabyłam przezornie wcześniej.
Jestem dumna z własnej przezorności.
Jeszcze kopniak na szczęście.
Ona kopie mnie. Ja ją.
Ja mam trudniej. Bo mam plecak.
Trzask zamykanych drzwi.
Za drzwiami oddech ulgi. Współlokatorki.
Idę na przystanek. Plecak uwiera.
Jest ciężki.
Co ja tam do cholery napchałam?
Nic to.
Kafejki, przestrzeń, palmiarnia, tramwaje pędzące stadami.
Ryk Dużego Miasta.
Jeszcze nie wyjechałam, a już tam jestem.
W autobusie sieję popłoch. Plecakiem.
Zawadza o wszystko i wszystkich.
Jest. Miejsce przy oknie.
Przyklejam nos do szyby i patrzę zachłannie.
Za oknem bowiem już widzę Duże Miasto.
Już mi dobrze.
A potem będzie tylko lepiej.
Proszę pani! Proszę pani! Końcowy!
Kierowca wyrywa mnie brutalnie z krainy marzeń.
Ja brutalnie popycham kierowcę za pomocą
plecaka, aż ląduje na siedzeniu sporo oddalonym od mojego siedzenia.
Przy oknie.
Ale jak to? Przecież ten autobus na dworzec...
Kierowca patrzy. Nic nie mówi. No nie rozumie.
Jeszcze raz.
Zmieniono trasę?
Pytam powoli, a palmiarnia rozpływa się we mgle.
Trasa ta sama od lat, dworzec minęliśmy 20 minut temu.
Spoglądam na zegarek. Mój byle jaki pociąg odjeżdża za 9 minut.
Nie studiuję matematyki, ale moje amatorskie obliczenia
wskazują jednoznacznie, że za diabły nie zdążę.
Plecak zaczyna ciążyć ze zdwojoną siłą.
Nie musi pani wysiadać. Za pół godziny ruszamy z powrotem.
Po godzinie staję w drzwiach wynajmowanego mieszkania.
Twarzą w twarz z zaskoczoną współlokatorką.
Ukochany współlokatorki błyskawicznym ruchem wślizguje się w spodnie.
Nerwowo przechyla kieliszek i dopija resztki wina.
Spokojnie, prześpię się w kuchni.
Cedzę przez zaciśnięte zęby.
Kawy pod parasolem się rano nie napiję.
Ale będę miała blisko do czajnika. Lurę sobie zaparzę.
Współlokatorka stoi jak słup soli.
Wiem, że winna jestem wyjaśnienie.
Tłumaczę więc najlepiej jak potrafię.
Kamyka zapomniałam.
Brwi współlokatorki zamieniają się w znaki zapytania.
Zielonego.
Jeszcze jakieś pytania?
Nie, współlokatorka nie ma pytań.
Rozumie.
W końcu znamy się nie od dziś.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz